MOM i MMM wrócili ze szkoły. Byli nieźle wkurzeni, bo babka od łaciny zapowiedziała im sprawdzian (klasa mat- inf. też ma łacinę). W pokoju 12¾ trwały obrady pod tytułem "Jak unieszkodliwić panią Ł.".
-Może środki przeczyszczające?- zastanawiała się Olga.
-Nie, to zbyt oklepane. Rozgryzą nas gdy zaproponujemy herbatkę.- stwierdził Maciek.
-Przydałoby się wysadzić ja w powietrze.- mruknęła zrezygnowana Mery, która jako jedyna w tym pokoju siedziała nad książką od łaciny (swoją drogą, to co jej odbiło?...) Monika zerwała się z podłogi i wybiegła z pokoju.
-Czyżby ktoś JEJ dał środki przeczyszczające?- zażartował Michał.
Po chwili wróciła Monika i trzymała pod pachą spore pudełko.
-Co to?- zapytał się Marek i zaraz udeżył się w łep o półkę i zasnął.
-Panie i panowie, oto... zestaw "Małego Pirotechnika"!- zawołała z radością Monika.
Po chwili cała czwórka siedziała nad pudełkiem (oprócz Mery, która ślęczała nad podręcznikiem...)
- Szkoda, ze nie dali instrukcji obsługi... - zmartwiła się Monika
- Po co ! sami sobie damy radę! - odrzekł Michał - przecież nic nam się nie może stać, co?
- Nie był bym tego taki pewien… zawahał się Maciek i wskazał na napis na spodzie pudełka "Made in Rumunia 1974".
- Yyyyy… to … tego… wygrzebałam na strychu… - Monika na chwilę straciła pewność.
- Widzę że nie ma tu kilku części - powiedziała Olga wskazując na puste przegródki.
- Ja wam mówię, że to extra sprzęt. Łacinica będzie orbitowała pod sufitem! - krzyknął Michał - Maciek!
- Ta?
- Leć na bazar i kup 3 opakowania hydromektoglutenu stawonogiętkościowego typ 3!
- Mętnowonegluteienowego czy hemonowelidowubnego?
- Oby dwa każdego po 3 opakowania. I jeszcze mytodenkentiwekomaltem pięć kilo!
- Myto co?
- Pięć kilo proszku do pieczenia! I Jeszcze coś.
- Czekaj, zaraz napisze sobie nazwę bo nie zapamiętam.
- No to pisz - Powiedział Michał i podał Maćkowi notes
- No?
- Dwie reklamówki…
- Czego ?
- KROWIEGO GÓWNA! - Maćka trochę przytkało, ale ocknął się i pobiegł po składniki.
- Ok, dajmy na to, że zrozumiałyśmy, ale co to będzie? - zapytała Mery w imię MOM-u.
- Zkombinujcie… A raczej podnieście z podłogi butelkę dentóratu. I… - Michał na chwilę się zastanowił - pustą butelkę po soku pomidorowo- jabłkowym.
- Fuj, kto pije takie świństwo? - obrzydziła się Olga - Oczywiście mowa o tym soku! - dodała spotykając dziwne spojrzenia reszty.
- A Mucha? - spytała Mery
- Będzie sprzątał - Mucha nawet nie hrapnął głośniej na tą wieść.
- Ja skombinuje odzież ochronną… - Michał uśmiechnął się diabelsko, a dziewczynami wstrząsnął dreszcz przerażenia.
Sprzątaczka Genofefa de Śmierdzącaryba uprzątała ostatnie sale w szkole. Została jej tylko pracownia Łacińskiego…
Jak co dzień wywróciła kosz do góry nogami, i przeszukała zawartość w poszukiwaniu wartościowych przedmiotów. Nagle odnalazła pełną butelkę…
- Sok pomidorowo- jabłkowy! Mój ulubiony! - krzyknęła i zaczęła pić. Chwilę później jej nos przybrał charakterystyczną barwę i gruchnęła na ziemię. Zza okna zniknął peryskop a chwilę później do pracowni wkradli się M3…
Genofefa de Śmierdzącaryba obudziła się z dziwnego snu.
- Aj, ja jaj! - Jęknęła i tępo rozejrzała się dookoła.- Taa... Musze posprzątać jeszcze tą salę! - Przypomniała sobie i wparowała ze swoją najlepszą przyjaciółką [czytaj: Miotłą ] do owego pomieszczenia.
W tej chwili powinno ją zatkać, lecz denatórat czyni cuda…
- No tak, już posprzątałam! - spojrzała na lśniącą klasę i wyszła spiesząc się na 30298 odcinek "Zaginionych uczuć".
Jak co tydzień M5 + O "grzecznie" czekała na ich "ulubiony" łaciński. Po przerwie do sali wpuściła ich Łacinica. Rozdała kartki i obgryzając paznokcie patrzyła jak M5 i Olga męczą się z zdaniem "Dzień dobry, jestem Tomek". Gdy na ściennym zegarze wybiła dokładnie godzina 8:33 MOM i MMM bezszelestnie założyli foliowe płaszcze przecif deszczowe i wojskowe hełmy. A że łacinica nie była zbyt spostrzegawcza, nic nie zauważyła. Lecz dokładnie o godzinie 8:34 zaczęło dziać się coś dziwnego.
A mianowicie w szufladach biurka łacinicy zaczęło coś hurgotać i grzechotać. Nauczycielka otworzyła szufladę i pożałowała tego do końca życia.
Z szuflady wyleciała gigantyczna petarda-rakieta, która (sterowana przez Michała) poleciała w stronę drzwi i wyważając je, wyleciała na korytarz. Teraz Michał szybko przypomniał sobie gdzie jest schowek na klucze i skierował tam rakietę.
- Co to było? - spytała zdziwiona i zdenerwowana łacinica, lecz w odpowiedzi otrzymała świst rakiety. Ta przeleciała od ściany do ściany sali, otworzyła najwyższą szafkę, wrzuciła na siebie dwie reklamówki dziwnej zawartości i ruszyła w kierunku łacinicy. Zdziwiona nauczycielka nie miała siły uciekać. Rakieta zatrzymała się dokładnie 2 metry nad nauczycielką.
- Jak kończyć to w wielkim stylu! - wrzasnął Michał -Kryć się! - krzyknął ponownie i nacisnął czerwony przycisk.
Dokładnie 22 kilogramy (2 siatki hita każda po 11kg) krowiego gówna spadły z WIELKIM pluskiem na łacinice. Kiedy już wszyscy wypełzli z pod ławek, zobaczyli bałwana, tyle ze zamiast ze śniegu był zrobiony z krowiego łajna. Wszyscy, prócz łacinicy, wybuchli śmiechem. Nauczycielka chciała odetkać sobie usta lecz w tym momencie rakieta podjechała pod nauczycielkę, posadziła ją sobie na siebie i wyleciała za okno w kierunku Gdańska. (pamiętajcie ze ta szkoła była w Odkopanym)
- Już? - spytał się Maciek Michała
- Tak, teraz - odpowiedział, a Maciek wyciągnął z plecaka małą walizkę. Otworzył ją i nacisnął jedyny, duży czerwony guzik.
Zza okna oślepił ich oślepiający ;) blask i ogłuszył ogłuszający ;) huk.
- Co to było?! - krzyknęła Mery kiedy już wstała z podłogi.
- Nuklearna walizka? - Monika właśnie wyszła z pod ławki.
- Nie, to tylko dopalacz - stwierdził ze spokojem Maciek - to urządzonko dowiezie ją aż do...
- Gdańska a jak zatankuje po drodze to nawet do Szwecji. - dokończył dumny Michał.
-Jesteście genialni! - krzyknął MOM i prawie rzucił się na chłopaków ale smród krowiego nawozu ich powstrzymał.
- Fak, śmierdzi i brudno. - stwierdził spostrzegawczo Mucha.
- Właśnie, Mareczek posprzątasz tu- powiedziała Olga
- Czemu ja? - Marek zaczął stawiać opór (!).
- Bo wtedy dostaniesz Kaczuszkę- Mamusię! - Maciek wyjął z plecaka gumową, żółtą i dużą kaczuszkę.
- O tak, tak ! Dla kaczuszki wszystko! - Mareczek zasalutował i zabrał się do dezynfekcji za pomocą płynu Uniwersalnego Tesco.
MOM i M&M już wychodzili kiedy Mareczek zapytał:
- A co z małymi kaczuszkami?
- A wypastujesz podłogę? - zapytała Mery.
- Yhhy! - przytaknał Mucha
- To będą i małe kaczuszki!
I tak w "nie znanych okolicznościach" zaginęła łacinica. MOM i M&M mieli do końca szkoły spokój z łaciną. A Mareczek mnóstwo zabawy ze swoją gumową, żółtą i wspaniałą rodzinką Kaczuszek.